Bezdroża dyskursu

Drogi lasu biegną zawsze pomiędzy drzewami, choć nie zawsze w sposób z góry nimi wyznaczony. Rozchodzą się z absolutną dowolnością czyniąc swym wspólnym odniesieniem jedynie przestrzeń, którą sobą przecinają. Ścieżki lasu, po których wędruje myśl, to albo utarte ludzkim umysłem szlaki, albo nieskażone niczym bezdroża. Człowiek w lesie może się zgubić, zwłaszcza, gdy nie trzyma się twardo wyznaczonych dróg. Może się też zgubić myśl, ale myśl lubi się gubić, a po długiej wędrówce wracać. Tak oto właśnie chciałbym poczynić niedługi wstęp do tego, co będzie się tutaj działo.

Nie przypadkowo bycie-w-lesie jest byciem-pomiędzy lub byciem-obok. Bycie myśli nie jest przecież spoglądaniem z góry, siedzeniem wysoko na gałęzi ze źdźbłem trawy w ustach. Myśl wyznacza drogę, przechodzi pomiędzy, bada to, czego się ruszyć nie da. Jest zapominaniem obrazów lub ich utrwalaniem. Są przynajmniej dwa rodzaje myśli – myśl miejska oraz myśl bezdrożna.

Myśl miejska przemierza połacie betonu autobusem lub tramwajem lokalnej komunikacji. Przychodzi na przystanek wedle rozkładu, oczekując, że wszystko będzie wedle ściśle ustalonych reguł działać. Biegnie wyznaczoną trasą, pokonując dziesiątki lub setki metrów nałożonych na przestrzeń dróg, chodników i deptaków. Myśl ta jest jak rozumowanie prawnika dokonującego wykładni przepisów prawa. Ta bowiem dokonuje się zawsze w perspektywie całości zamkniętego systemu i zgodnie z jasno określonymi regułami. To przy tym myśl pospieszna. Jedzie samochodem lub biegnie z kawą na autobus. Prędkość z jaką się porusza daje jej możliwość szybkiego dotarcia do konkluzji – nie zawsze ma przez to czas na ujawnianie wszystkich przemijających w rozumowaniu przesłanek. Bycie-przy myśli miejskiej, to bycie pomiędzy szklanymi molochami, w których na każdym kroku odbija się ona sama.

Myśl bezdrożna to myśl nomadyczna – i tu czynię ukłon w stronę francuskich filozofów: Guattariego i Deleuze’a, bo to przecież ich pojęcie. Nomadyczność owej myśli objawia się nieustannym podróżowaniem, a w konsekwencji jej istotą jest zmierzanie donikąd. To myśl kolekcjonerska, której album nie ma ostatniej strony. To możliwość gubienia się i wracania, kiedy każdy powrót jest dalszą wędrówką w nieznane – bezdroża myśli oplatają zewsząd liczne kłącza, które czynią drogi lasu całością, w której nie da się wydzielić żadnej części. Myśl nomadyczna to myśl pasażerska – tworzy połączenia i kontakty – chwyta chwile z ludźmi, o których nazajutrz zapomina. Nigdy nie widzi samej siebie, wszystko bowiem, co wokół, jest dla niej bezsprzecznie obce. Regułą myśli bezdrożnej jest reguła błądzenia. Zadaniem jej – nigdy nie być w domu.

Jak pisał Martin Heidegger w swoich „Drogach lasu”: „W lesie są drogi, które często zarastają i kończą się nagle chaszczami, w których nie postąpiła ludzka noga. To drogi lasu. Każda biegnie osobno, ale w tym samym lesie.” Co dyskurs ma z tym wszystkim wspólnego? Parafrazując Heideggera powiemy, że las jest metaforą dyskursu, a może nawet metaforą wspólnoty. W dyskursie tym są pewne ścieżki, które zarastają i kończą się nagle chaszczami, w których nie postąpiła jeszcze myśl. Dyskurs pochodzi od łacińskiego discursus a słowo to oznaczało bieganie tam i z powrotem. Tym właśnie ów dyskurs jest – przestrzenią biegu myśli, jej ruchem tam i z powrotem, od drzewa do drzewa, od symbolu do symbolu. Każda z tych myśli biegnie osobno, ale przecież w tym samym lesie. Cokolwiek zostaje powiedziane, pozostaje w ramach pewnego dyskursu. Tak jak dyskurs jest przestrzenią symbolicznej wymiany zakorzenionej w ludzkim życiu społecznym, tak las jest przestrzenią wspólnego życia drzew.

Wątpliwości nie budzi chyba w związku z tym fakt, że ów drugi rodzaj myśli – myśl bezdrożna, nomadyczna – będzie tu pobrzmiewał jako bardziej atrakcyjny. Wędrówka między licznymi drzewami, to podróż przez las światopoglądów, koncepcji i teorii. To bycie ciągle na dole, pomiędzy – bycie obok zakorzenionych głęboko prawd i ustaleń, ale też wielu kłamstw i obiegowych opinii. Myśl nomadyczna jako myśl badawcza dużo pyta, szuka odpowiedzi, rozgląda się i chłonie, to co zdoła wokół siebie zobaczyć. To myśl, która poznaje drzewa, krzewy i mchy jako pomniki kultury i jej codzienności – pomniki, obok których przechodzi z różnym stopniem poznawczego zaangażowania, a o których czasem szybko zapomina. Zdolność zapominania jednak, jako zdolność niewidzenia tego, co niejako naocznie dane, to coś, co myśli tej daje sposobność ku wybieraniu często własnych ścieżek, bez wyraźnych punktów odniesienia.

I taką oto podróż chciałbym Państwu zaproponować. Wędrówkę przez bezdroża, wędrówkę przed siebie – czasem donikąd. Przemierzanie dróg lasu i zbaczanie z nich zawsze, gdy pojawi się ku temu okazja. Chodzi o to bowiem, by myśleć inaczej, alternatywnie – by myślenie było kluczem do światów, które gdzieś są, ale ich nie widać. By samo było światów tworzeniem i eksplorowaniem, by myślenie było widzeniem tak szeroko jak to tylko możliwe. Zapraszam Państwa zatem do wszechobecnego błądzenia i potykania się o co rusz złośliwie wystające korzenie drzew.

Grzegorz Chmiel