Po co są debaty oksfordzkie?
Po to, żeby wygrywać turnieje? Po to, by móc skutecznie orać przeciwników w internecie? Być może będzie łatwiej, ale też nie to jest celem. A może po prostu po to, by być lepszym od innych i mieć kolejną rzecz, dzięki której można się wywyższać? Ani trochę. W takim razie, skoro turnieje nie mają sensu, a umiejętności zdobytych w debatach nie wykorzystamy w rzeczywistości, to po co to robić? Ani nie jest tak, że turniej nie ma sensu, ani tak, że się nie wykorzysta zdolności. Wręcz przeciwnie, turniej ma sens choć nie jest najlepszą z reprezentacji ducha debaty. Kwestia wykorzystania zdolności nie jest sprawą tego, czy będzie można z nich skorzystać, czy nie, lecz tego, że jeśli już będziemy z nich korzystać, to możemy zrobić to albo dobrze, albo źle – nigdy neutralnie. By to lepiej zrozumieć warto przyjrzeć się uczestnikom debaty.
Kim są ci, którzy przychodzą debatować i ci, którzy debatę przychodzą oglądać?
W zasadzie te dwie grupy wiele się od siebie nie różnią – co do istoty bowiem wszyscy, każdy/każda z osobna to tak samo percepcyjnie i myślowo ograniczona pojedyncza egzystencja. W tym ograniczeniu zaś nie ma nic nadzwyczajnego i negatywnego. Świat w pewnym sensie jest zbyt duży, by go objąć obiektywnym spojrzeniem. Wiedzy i doświadczeń jest zbyt dużo, by jeden człowiek mógł je posiąść i zrozumieć. Nasz świat jako pojedynczej egzystencji jest istotnie jedynie „naszym” światem. To bardzo mały wycinek rzeczywistości – widzimy w nim bowiem tylko siebie i najbliższych, ale przecież o nich i tak wiemy mniej niż o sobie. Z tego powodu potrzebujemy drugiego człowieka z jego małym i ograniczonym światem, a potem następnego, następnego i następnego. Istotą naszego życia jako egzystencji jest to, że chcemy więcej wiedzieć, więcej dostrzegać, więcej rozumieć, chcemy „zobaczyć” cały świat. Jednak zobaczenie większej części tak rozumianego świata jest możliwe wyłącznie, gdy wykroczymy poza siebie i zrobimy to w akcie komunikacji z innym człowiekiem. Nie może to być jednak słowny atak, nie można powiedzieć „daj mi to, co widzisz, bo chcę widzieć więcej”. Jak powiedziałby Karl Jaspers – chodzi nam o pełną miłości walkę, konfrontację poglądów. By widzieć więcej potrzebujemy oczu innych żyjących wokół ludzi.
Jeżeli gdzieś jakiś pogląd wygrywa i przyjmowany jest przez wielu, to powinien być takim, nie dlatego, że został innym narzucony przeróżnymi perswazyjnymi środkami, ale dlatego, że pośród wszystkich rozmówców, starających się maksymalnie rzetelnie przedstawić argumenty, ktoś okazał się nieco lepszy. Przegrać tę walkę to nie hańba. Przegrać to pójść do przodu z szerszym horyzontem myśli i świadomością pracy jaka została do wykonania. Wygrać zaś to niebezpieczna sprawa – wygrana lubi powodować dumę – duma zaś przesłania rozumność. Nie chodzi o to, by wygrać dlatego, że chcę wygrać, ale dlatego, że lepiej się przygotowałem. Ale też nie tkwi rzecz w tym, żeby się przygotować najlepiej dlatego, że chcę wygrać, ale dlatego, że chcę jak najwięcej się dowiedzieć i jak najrzetelniej przedstawić problem. Ale znów nie przedstawiam tego tak dlatego, że chcę wygrać, ale dlatego, że mam świadomość, że na wygraną zasługują tylko dobre argumenty, które formułuję najlepiej jak potrafię nie ze względu na potencjalne zwycięstwo, ale z szacunku do tego, który staje naprzeciw – do przeciwnika i słuchacza.
W tym sensie debata oksfordzka ma wymiar etyczny i stara się realizować cel jakim jest transcendencja egzystencji, przekroczenie jej ograniczeń. Rzeczywistość debaty oksfordzkiej została stworzona, dla nas wszystkich, nie po to, by nas więzić w sztywnych formułach dyskusji, lecz stworzona została przede wszystkim po to, byśmy zdobywając wiedzę, umiejętności i mądrość mogli wykroczyć poza nią i z całym bagażem debatanckich doświadczeń wrócić do świata i w nim odpowiedzialnie działać. Debata to w znacznej mierze trening naszych dyspozycji moralnych i motor rozwoju naszej racjonalności – służy temu przedstawianie za i przeciw, za każdym razem inaczej, za każdym razem przez kogoś innego.
O naszej racjonalności we wzajemnym komunikowaniu się świadczy bowiem to, na ile wysuwając jako propozycję jakąś tezę jesteśmy w stanie przytoczyć za nią pewne racje
i jednocześnie jesteśmy gotowi na ich krytykę czy komentowanie. To jasne, że ilekroć coś twierdzimy, gdzieś w świecie znajdzie się ktoś, kto twierdzi inaczej. Ważne jest to, że jesteśmy gotowi na inne zdanie i konfrontację naszych racji.
Racjonalność tak połączona z moralnością pociąga za sobą także odpowiedzialność. Z jednej strony to odpowiedzialność za wypowiadane słowa – jest to nasza wewnętrzna odpowiedzialność za adekwatny ich dobór i konsekwencje ich działania. Z drugiej strony tak jak zawodowy bokser, czy jakikolwiek zawodowiec w sztukach walki ponosi szczególną odpowiedzialność z racji posiadanych zdolności; tak jak absolwent uniwersytetu, a w szczególności naukowiec ponosi szczególną odpowiedzialność za jakość głoszonych sądów i ryzykuje dezaprobatą akademickiego środowiska, a ta odpowiedzialność wynika z wiedzy i tytułów jakie posiada, tak debatant – utytułowany lub nie, choć ten pierwszy
w szczególności – odpowiedzialny jest za swoją postawę i słowa z racji posiadania określonych zdolności komunikacyjnych.