Dlaczego warto zwracać uwagę na błędy logiczne i poznawcze? Jednym z powodów jest to, że osłabiają naszą argumentację. Co za tym idzie – zwiększają szanse na to, że wyznawane przez nas poglądy będą oderwane od rzeczywistości. Jednak błędy te dotyczą nie tylko sfery idei; przekładają się również na nasze codzienne funkcjonowanie, prowadząc do nietrafionych, często kosztownych decyzji. Nic tak dobrze tego nie zobrazuje jak prosta historia, którą opowiem w tym poście.
Jakiś czas temu planowałem lecieć do Wielkiej Brytanii na ceremonię wręczenia dyplomu z okazji ukończenia doktoratu. Wydarzenie było zaplanowane na połowę grudnia. Loty poza strefę Schengen w dobie koronawirusa są ryzykownym przedsięwzięciem – a to można utknąć w obcym kraju, jeśli zostaną zamknięte granice, a to można wylądować na przymusowej kwarantannie, jeśli zmienią się przepisy, a to w najlepszym wypadku trzeba wydać sporo pieniędzy na testy. Gdzieś z tyłu głowy tliła mi się informacja o tym, że rok wcześniej, w grudniu 2020 r., wszystkie loty z Wielkiej Brytanii do Polski zostały nagle odwołane z powodu pojawienia się brytyjskiego wariantu koronawirusa. Ale, pomyślałem sobie, tym razem nikt mi tego nie zrobi. Mamy w końcu szczepionki, przyzwyczailiśmy się trochę do obecności koronawirusa w naszym życiu, świat powoli się otwiera. Będzie dobrze. Lecę.
Tutaj popełniłem pierwszy błąd, tzw. złudzenie planowania. W skrócie – podszedłem zbyt optymistycznie do potencjalnych problemów, jakie mogą się wiązać z podróżą. Złudzenie planowania polega na niedoszacowywaniu czasu, kosztów i wysiłku wymaganych do osiągnięcia danego celu. Jeśli zabieramy się za pisanie książki, po czym po piętnastu stronach opuszcza nas wena i motywacja, to właśnie ulegliśmy złudzeniu planowania. Gdy rozpoczynamy naukę nowego języka, tylko po to, aby po miesiącu paść pod ciężarem nauki setek nowych słówek, popełniliśmy ten sam błąd. Jeśli kupujemy semestralny karnet na siłownię, licząc na poprawę sylwetki, po czym po trzech wypadach mamy dość, to znak, że podeszliśmy zbyt optymistycznie do sprawy. Powyższe przykłady, choć pewnie znane wielu z nas z autopsji, są względnie nieszkodliwe. Złudzenie planowania może jednak pociągnąć za sobą kolosalne koszty. Tak jest choćby wtedy, gdy projektując nowe budynki, znacząco zaniża się szacowane koszty ich ukończenia. Słynnym przykładem z ostatnich lat jest nowe berlińskie lotnisko, Berlin-Brandenburg, budowane przez naszych zachodnich sąsiadów. Gdy rozpoczęto jego budowę w 2006 r., zamierzano je ukończyć w ciągu pięciu lat. Po wielu perypetiach lotnisko ostatecznie otwarto dopiero w 2020 r., a koszty budowy były czterokrotnie wyższe niż pierwotnie planowano. Jeszcze bardziej spektakularnym przykładem jest opera w Sydney, która zachwyca swoimi fantazyjnymi kształtami przywodzącymi na myśl statek z rozpostartymi żaglami. Podziw dla jej zgrabnej sylwetki może ulec osłabieniu, gdy poznamy historię jej budowy. Operę otwarto bowiem dekadę później niż początkowo planowano, a wzniesienie jej gmachu pochłonęło ponad czternaście razy więcej środków niż zakładały początkowe szacunki.
Wróćmy jednak do podróży. Kilka dni po tym, gdy zarezerwowałem bilety lotnicze, świat obiegła wieść o odkryciu w RPA nowego, szybko rozprzestrzeniającego się wariantu koronawirusa – Omikrona. Świat po raz kolejny wpadł w panikę, a kolejne rządy zaczęły wprowadzać obostrzenia mające powstrzymać dotarcie Omikrona na ich terytoria. Wówczas Wielka Brytania wprowadziła obowiązek przeprowadzenia testu po wylądowaniu w kraju.
W tym momencie powinienem sobie powiedzieć, co następuje: sytuacja jest rozwojowa, prawdopodobnie przyjdą kolejne restrykcje – nie ma co się pchać. Gdybym jednak podjął taką decyzję, nie czytalibyście tego posta. Zgadliście – zdecydowałem się lecieć. Zaważyło na tym kilka czynników – po pierwsze, nastawiłem się na zobaczenie kolegów w Anglii, więc nie chciałem rozczarowywać ich i siebie rezygnacją z wyjazdu. Po drugie – i tak zamierzałem lecieć na święta do Polski z Finlandii, w której rozpoczynałem podróż, więc, mówiłem sobie, równie dobrze mogę lecieć przez Anglię. Po trzecie wreszcie – zapłaciłem już za loty, więc nie chcę stracić tych pieniędzy, które już włożyłem w wyjazd.
Ostatnia wymieniona przyczyna jest tak częstym motorem ludzkich działań, że zyskała odrębną nazwę. To tak zwany efekt utopionych kosztów, czyli niechęć do rezygnacji z działań, w które zainwestowaliśmy czas, wysiłek czy pieniądze. Ekonomia zna wiele sytuacji, w których ludzie inwestują w upadający projekt tylko dlatego, że włożyli już w niego wcześniej pieniądze. Efekt ten dotyczy również spraw bardziej przyziemnych. Jeśli jesteśmy na koncercie czy filmie, który nam się szczerze nie podoba, ale za który musieliśmy zapłacić, to czujemy się zobligowani do tego, żeby zostać na nim do końca. Z racjonalnego punktu widzenia żadna z tych decyzji nie ma sensu – jeśli już wydaliśmy na coś pieniądze, to są one „utopione”, więc nie powinny ważyć na naszych teraźniejszych decyzjach. I tak ich nie odzyskamy, więc powinniśmy o nich zapomnieć, a w decyzjach dotyczących przyszłości kierować się jedynie przyszłymi zyskami i stratami. Jednak niechęć do przyznania, że pieniądze zostały wydane w błoto, jest na tyle silna, że decydujemy się brnąć dalej, mimo że często wiąże się to z jeszcze większymi kosztami.
Tak też to wyglądało w moim przypadku. Gdy Wielka Brytania wprowadziła obowiązek testu po przylocie, pomyślałem sobie – trudno, skoro już zapłaciłem za bilety, to polecę. Gdy kilka dni później rząd brytyjski wprowadził obowiązek wykonania testu także przed wylotem, zagryzłem zęby, ale decyzji nie zmieniłem. Wkrótce potem Polska wprowadziła obowiązek wykonania testu przed powrotem do kraju – i to jakoś przyjąłem. Za każdym razem miałem mniej lub bardziej poważny moment zawahania. Wciąż nie jest za późno, może by jednak zrezygnować? Za bilety pieniędzy nie odzyskam, ale przynajmniej nie wydam na testy i oszczędzę sobie stresu. A jednak za każdym razem decydowałem się trwać uparcie przy poprzedniej decyzji, mimo że okoliczności, w których ją podejmowałem, były diametralnie inne.
Pikanterii całej tej sytuacji dodaje fakt, że wahając się, co postanowić w sprawie wyjazdu, równocześnie czytałem książkę „Pułapki myślenia” Daniela Kahnemana, która traktuje właśnie o tego typu błędach poznawczych. Kahneman poświęca sążniste rozdziały złudzeniu planowania i efektowi utopionych kosztów. Na bieżąco analizowałem więc własne błędy – co, niestety, w żadnym wypadku nie powstrzymało mnie od ich popełnienia.
Podróż zbliżała się wielkimi krokami. Dzień przed wylotem do Anglii wykonałem (bardzo drogi) test w Finlandii oraz zamówiłem (równie drogi) test w Anglii. Spakowałem się, wysprzątałem mieszkanie, po czym ległem wyczerpany na łóżku. I wówczas przyszła wiadomość od uczelni – ceremonia wręczenia dyplomów została odwołana z racji na szybko rozprzestrzeniający się wariant Omikron.
Tutaj właściwie można by zakończyć opowieść, pozostawiając czytelnikom wyciągnięcie niezbyt głęboko ukrytego morału. Żeby nie pozostawić historii niedokończonej, dodam jednak, że mając już wszystko zaplanowane, poleciałem i tak, dzięki czemu spędziłem parę udanych dni ze znajomymi na Wyspach.